'Kiedy� dzieciak sam szed� do szko�y i przychodzi� z niej, bo rodzice pracowali ca�e dnie i nie mogli opiekowa� si� dzieckiem. PRL to by�y czasy, kiedy wychowanie dzieci nie by�o bezstresowe. Dzieciom nie pob�a�ano od najm�odszych lat. Istnia�a �elazna zasada, aby dziecku nie pozwala� i aby jak najw...
Czy, Waszym zdaniem, temu artykułowi bliżej do prawdy czy do dziaderskiego narzekania?
Do artykułu mógłbym dodać, że podczas kiedy polskie Anetki chuchają na dzieci i wnuczków, żeby nie zmarzły, w Skandynawii dzieciaki grają w piłkę przy kilku stopniach w krótkich spodenkach. A starzy nie mają problemu, żeby na północ od Sztokholmu, w zimie, wybrać rower zamiast SUV-a.
Jak widzisz gdzieś teksty typu "wychowanie bezstresowe" i "kiedyś było inaczej" to wiesz dobrze że to typowy clickbait na sponsorowany post obliczony na wygenerowanie zasięgów i ruchu i wypozycjonowanie linków lub reklam w treści.
Ten artykuł wydał mi się taką wydmuszką, laniem wody bez głębszej treści, chodzi mi jednak o samą ideę. Wychowuję dziecko i sam nie chcę, żeby było fajtłapą, a u nas nie uczy się, jak wychowywać dzieci. Są poradniki, ale nie wiadomo, co wybrać, pomijając, że trzeba mieć czas na ich studiowanie.
Dzieci uczą się masy rzeczy samemu, zwłaszcza kiedy zostaną postawione przed pewnymi koniecznościami. Wiem to po sobie i ty też pewnie wiesz to po sobie. Idea, że to my możemy nauczyć je absolutnie wszystkiego jest tak absurdalna jak idea, że możemy przeżyć życie za nie, bo tak strasznie się o nie martwimy. Jeśli wymyślone dzieci z tego wymyślonego tekstu na coś cierpią, to na zdecydowany nadmiar nadzoru ze strony dorosłych. To, że ten nadzór uprawia się z miłości, nie zmienia istoty rzeczy.
Dzieci w rozwoju potrzebują naszego bezwarunkowego wsparcia i miłości, poczucia że są akceptowane w swoich wyborach i swojej autonomii. Nie oznacza to wyręczania ich we wszystkim, ale tworzenie takiego środowiska ich wychowania, w którym będą mogły same podążać za własną naturalną ciekawością i uczyć się na swoich błędach (ale w poczuciu, że kiedy popełnią błąd i przyznają się dorosłemu, ten ich nie wyśmieje ani nie skrzyczy w duchu "a nie mówiłem").
Kiedyś dzieciak sam szedł do szkoły i przychodził z niej, bo rodzice pracowali całe dnie i nie mogli opiekować się dzieckiem
Ciekawe czy ma to jakiś związek z tym, że dzieci nie prowadzą, a piesi nie są szczególnie mile widziani w polskich miastach. Przejadą ci dzieciaka na pasach, a potem się naczytasz komentarzy w mediach, że w sumie to wina dziecka, Twoja i ogólnie każdego poza kierowcą.
Co tu mówić o wykluczonych komunikacyjnie przedmieściach i wsiach.