Skip Navigation
InitialsDiceBearhttps://github.com/dicebear/dicebearhttps://creativecommons.org/publicdomain/zero/1.0/„Initials” (https://github.com/dicebear/dicebear) by „DiceBear”, licensed under „CC0 1.0” (https://creativecommons.org/publicdomain/zero/1.0/)PO
  • poezja.org Do prostego człowieka — Julian Tuwim

    Gdy znów do murów klajstrem świeżym Przylepiać zaczną obwieszczenia, Gdy do ludności, do żołnierzy Na alarm czarny druk uderzy I byle drab, i byle szczeniak W odw...

    Do prostego człowieka — Julian Tuwim

    Gdy znów do murów klajstrem świeżym

    Przylepiać zaczną obwieszczenia,

    Gdy "do ludności", "do żołnierzy"

    Na alarm czarny druk uderzy

    I byle drab, i byle szczeniak

    W odwieczne kłamstwo ich uwierzy,

    Że trzeba iść i z armat walić,

    Mordować, grabić, truć i palić;

    Gdy zaczną na tysięczną modłę

    Ojczyznę szarpać deklinacją

    I łudzić kolorowym godłem,

    I judzić "historyczną racją",

    O piędzi, chwale i rubieży,

    O ojcach, dziadach i sztandarach,

    O bohaterach i ofiarach;

    Gdy wyjdzie biskup, pastor, rabin

    Pobłogosławić twój karabin,

    Bo mu sam Pan Bóg szepnął z nieba,

    Że za ojczyznę - bić się trzeba;

    Kiedy rozścierwi się, rozchami

    Wrzask liter pierwszych stron dzienników,

    A stado dzikich bab - kwiatami

    Obrzucać zacznie "żołnierzyków". -

    • O, przyjacielu nieuczony,

    Mój bliźni z tej czy innej ziemi!

    Wiedz, że na trwogę biją w dzwony

    Króle z panami brzuchatemi;

    Wiedz, że to bujda, granda zwykła,

    Gdy ci wołają: "Broń na ramię!",

    Że im gdzieś nafta z ziemi sikła

    I obrodziła dolarami;

    Że coś im w bankach nie sztymuje,

    Że gdzieś zwęszyli kasy pełne

    Lub upatrzyły tłuste szuje

    Cło jakieś grubsze na bawełnę.

    Rżnij karabinem w bruk ulicy!

    Twoja jest krew, a ich jest nafta!

    I od stolicy do stolicy

    Zawołaj broniąc swej krwawicy:

    "Bujać - to my, panowie szlachta!"

    źródło: https://poezja.org/wz/Julian_Tuwim/7456/Do_prostego_czlowieka

    2
  • Julian Tuwim - fraszki

    Na pewnego endeka

    co na mnie szczeka

    Próżność repliki się spodziewał,

    Nie dam ci prztyczka ani klapsa.

    Nie powiem nawet: "Pies cię j...ł" -

    Bo to mezalians byłby dlapsa.

    ***

    Historia biblijnego Lota

    Schlał się

    Poigrał z dziewczęciem

    I stał się

    Swym własnym zięciem.

    0
  • poezja.org Giełdziarze — Julian Tuwim

    Wybiegają obłędnie i w popłochu pędzą, W nerwowych mózgach skaczą kursa, akcje, czeki, Mówią do siebie, liczą, biegną, byle prędzej, Zapinając po drodze pękate sw...

    Giełdziarze — Julian Tuwim

    Giełdziarze Autor: Julian Tuwim

    Wybiegają obłędnie i w popłochu pędzą, W nerwowych mózgach skaczą kursa, akcje, czeki, Mówią do siebie, liczą, biegną, byle prędzej, Zapinając po drodze pękate swe teki.

    Wczoraj kupił za milion, dzisiaj za dwa sprzeda, Kupi jeszcze, — gdzie dostać? — leci — płaci więcej, Był w cukierni, był w banku, targuje się, nie da, Liczy, gemacht, wziął, pędzi, sprzedał. Sto tysięcy.

    A jutro znów pobiegną z giełdy do kawiarni, Puszczą w ruch bystre oczy i paluchy drżące, I znów obsiądą stolik, jak spiskowcy czarni, Rzucając krótkie słowa i grube tysiące.

    W twarz dadzą sobie napluć za tyle a tyle, Obetrą gębę ręką, a sumę — przeliczą! Poproś ich o Chrystusa — zapytają: ile? A gdy zgodzisz się — przyjdą jutro ze zdobyczą!

    Gudłaje w drogich futrach, w jedwabnej bieliźnie, Wystrojone szajgece w eleganckich butach, Chamy, bydło, spasione na własnej ojczyźnie, Którą codziennie w obcych kupczycie walutach!

    Haussa, łotry! Na giełdę! Kwadransik szermierki! Wrzeszczcie! To cały trud wasz, tak hojnie płacony! Nuże! Z rączki do rączki przerzucać papierki I leciutko zagarniać krocie i miliony!

    A potem — zakąskami zastawiać stoliki! Żreć, żreć, chlać i używać — wre wściekła robota! Tłustym, słodkim likierem zapijać indyki, I — „wina dla orkiestry! — Orkiestra! Foxtrotta!“

    Złodzieje na wolności! Próżniaki! Parszywce! Bando rozzuchwalona i niesyta nigdy! Baczcie! Marki, przepite wieczorem przy dziwce, Jak proklamacje fruną w mrowie ludzkiej krzywdy,

    Wyjdą z okrutnym hymnem podziemni mściciele, Sto tysięcy ziębnącej i głodnej gołoty, Rozbiją kasy, podrą spęczniałe portfele, I do gardła wam zaczną pięścią pchać banknoty!

    . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . .. . . . . .. . . .

    Tutaj nie ma gadania. Tutaj pięści trzeba! Wyłapać ten sztab czarny, łajdaków gromadę! Za mordę, do więzienia — na suchy kęs chleba, Bo do dziś — po cukierniach żłopią czekoladę!

    A potem — dać im pracę. Niechaj rąbią drzewo, Niech z dworca noszą kufry, cięższe od kamieni, Niech sprzedają gazety w mróz i pod ulewą Lub trochę przy warsztacie postoją zgarbieni.

    Gdy święty turkot maszyn zadudni im w głowie, Kiedy pot zrosi czoło, plecy zegnie ucisk, O życiu wtedy ramię omdlałe im powie I duszne sale fabryk i wściekły żar hucisk!

    (1921) źródło: https://poezja.org/wz/Julian_Tuwim/34791/Gieldziarze

    0
  • dobre-wiersze.blogspot.com Julian Tuwim - Matka

    Jest na łódzkim cmentarzu,   Na cmentarzu żydowskim,   Grób polski mojej matki,   Mojej matki żydowskiej.    Grób mojej Matki Polki, ...

    Julian Tuwim - Matka Jest na łódzkim cmentarzu, Na cmentarzu żydowskim, Grób polski mojej matki, Mojej matki żydowskiej.

    Grób mojej Matki Polki, Mojej Matki Żydówki, Znad Wisły ją przywiozłem Nad brzeg fabrycznej Łódki.

    Głaz mogiłę przywalił, A na głazie pobladłym Trochę liści wawrzynu, Które z brzozy opadły.

    A gdy wietrzyk słoneczny Igra z nimi złociście, W Polonię, w Komandorię Układają się liście.

    II

    Zastrzelił ją faszysta, Kiedy myślała o mnie, Zastrzelił ją faszysta, Kiedy tęskniła do mnie.

    Nabił - zabił tęsknotę, Znowu zaczął nabijać, Żeby potem... - lecz potem Nie było już co zabijać.

    Przestrzelił świat matczyny: Dwie pieszczotliwe zgłoski, Trupa z okna wyrzucił Na święty bruk otwocki.

    Zapamiętaj, córeczko! Przypomnij, późny wnuku! Wypełniło się słowo: "Ideał sięgnął bruku".

    Zebrałem ją z pola chwały, Oddałem ziemi-macierzy... Lecz trup mojego imienia Do dziś tam jeszcze leży.

    *** Matka, Adela z Krukowskich (ur. 9 stycznia 1872 w Mariampolu, zm. 1942)[9], była córką właściciela drukarni, pochodziła z rodziny inteligenckiej, jej czterej bracia byli adwokatami oraz lekarzami. Po śmierci męża popadła w poważną chorobę psychiczną, próbowała popełnić samobójstwo. Ostatni okres życia spędziła w szpitalu dla psychicznie chorych w Otwocku. Podczas likwidacji otwockiego getta została zastrzelona przez Niemców 19 sierpnia 1942[b]. Pierwotnie pochowana w Otwocku, w masowym grobie. https://pl.wikipedia.org/wiki/Julian_Tuwim#Rodzina

    0
  • sms (własne)

    spod mglistej szybki\ sylab mnogich szereg\ sporo myśli szybkich\ sprawy mało szczere

    słodko migocze szumi\ szalenie miałki spamik\ sens mozolnie stłumił\ szukaj między słowami

    s.

    2
  • ave pyrrus (własne)

    słyszę

    jaki to koszmar\ zadać sobie najtrudniejsze\ i najbardziej niewygodne\ pytania\ te stale szczerzące kły\ zza przerażającej otchłani

    wcale\ nie nakłaniam

    ile?\ za co?\ dlaczego?

    wykręcający niesmak\ po czasie; nie w porę\ bez nuty pragnienia\ i tętniących pasją dźwięków\ kosztem przerastającym\ ekonomię wnętrza

    — chyba tak\ się nie zwycięża

    worek sęków\ zjełczał

    wielmożna królowo\ szlachetny królu\ kolejne ziarno wstydu\ urodzaj pola bólu

    mała przedśmierć\ dzień kataklizmów\ dobitnie wystarczy już\ tych aforyzmów

    nitek z dzieciństwa\ powyciąganych swetrów\ w splątany kłębek jutr\ nieznanych kilometrów

    s.

    0
  • złoto (własne)

    wszystko\ co się mieni i błyszczy\ przyciąga oko\ z łatwością

    każdy pomysł\ nie wart świeczki\ zrealizowany\ ze złością

    miejsce z którego\ pochodzą rany\ najgłębiej\ wyryte

    wyboista droga\ wybrukowana słowami\ wyciskanego jadu\ z liter

    zło to

    nieszczery uśmiech\ same centrum dobra

    w cenzury chuście\ nienamalowany obraz

    s.

    0
  • katarakta (własne)

    prędkością nadświetlną\ nie do zahamowania\ wiedzący wszystko\ wyjątkowi świetni

    tak z twojego życia\ uciekać będą\ ci z najdłuższą listą\ złożonych obietnic

    s.

    0
  • hongo (własne)

    zasmarkać się razem\ w płaczu i smutkach\ zbieranych latami\ do grubego klasera\ wspomnień

    serdecznie obśmiewać\ potyczki nieuniknione\ mniejsze lub większe\ szyte na miarę\ wspólne

    nie znać\ nie widzieć\ nie rozumieć

    nie doceniać możliwych\ niezliczonych rozwiązań

    paść ze zmęczenia\ gdzieś\ w okolicy porozumienia

    nawet\ gdy nie ma to już przecież\ większego znaczenia

    nad brzegiem rzeki\ przysiąść i popatrzeć\ na lądujące w niej\ liście

    to taka coroczna tradycja\ której nikt prawie nie obchodzi\ chociaż\ znalazłbym jedną osobę\ co najmniej

    nurt wydarzeń\ bardzo łapczywie\ nazgarniał mułu\ kamieni\ cudzych śmieci\ spadniętych gałązek\ i pomysłów tak lepszych\ że aż nieprzydatnych

    trochę jak te słowa

    gdybym tylko mógł zacząć\ od nowa..

    zasmarkać się razem ze śmiechu\ w sytuacjach niemożliwie\ unikatowych

    wdychać zapach\ wspólnego domu\ aż\ zakręci się w głowie

    płakać szczerze\ po prostu\ bez wstydu

    podziwiać jak powiewy wiatru\ ostentacyjnie flirtują\ z firankami

    i listkami drzewka\ które już tyle przetrwało

    za szybko\ za dużo\ za wolno\ za mało

    czasem jak padało\ to lało

    wytrwała\ nietrwałość

    s.

    7
  • kres (własne)

    przepraszam Cię świecie\ i całe Twoje piękno;\ to ja, znowu sobie nie radzę\ — znowu jest mi ciężko

    chciałbym dziękować,\ zaśpiewać Ci lub objąć Cię\ w ramiona,\ tylko znowu nie mam siły\ i bujam się na wietrze\ jak porośnięty konar

    przepraszam Cię świecie,\ a przecież..

    ta spodziewana niezręczność\ dalej trzyma — puść mnie,\ tyle z wytycznych..

    zasługujesz na wdzięczność,\ towarzyszący jej uśmiech\ i oddech rytmiczny

    jak daleko bym nie był\ Ty stale jesteś blisko,\ chcesz mnie tyle nauczyć,\ pokazać to wszystko

    świecie, ja wiem, że mnie słyszysz\ i w rzeczywistość potrafisz przekuć dowolne marzenie

    nie zmieniaj się, nie znikaj\ — może to ja się w końcu zmienię

    s.

    0
  • współczesna poezja - kogo polecacie?

    2
  • Ufam sobie (własne)

    Aniu*, ufam Tobie.

    Aniu, ufam sobie.

    Jestem pasterzem moim,

    niczego mi nie braknie.

    Na niwach zielonych pasę się,

    nad wody spokojne prowadzę się.

    I nie dam się uwieść na pokuszenie

    powrotu do życia w chorym systemie,

    ale się zbawię ode złego.

    I zła się nie ulęknę,

    bo jestem przy sobie

    i się nie opuszczę

    aż do śmierci.

    *Imię zmienione

    0
  • A jak umarł Pan bogaty

    > A jak umarł Pan bogaty / To mu nieśli wieńce, kwiaty / Order dali mu po śmierci / By mu złocił się na piersi /

    > A jak umarł chłop z fabryki / Nie płakali, bo był nikim / Odszkodowań nie ma wtedy / Trumnę trzeba brać na kredyt /

    > A jak padło dziecko z głodu / Nie ruszyło to narodu / Dalej po bogaczu kwilił / Taki to był nastrój chwili /

    > Po bogactwie cień zostaje / I choć śmierć nasz grosz wydaje / Nie kupimy skrawka nieba / Na niego zasłużyć trzeba. /

    Autor Marceli Szpak.

    1
  • harcesz harc @szmer.info

    Siostrom Kurdyjkom - Monika Rak / wiersz

    0
  • Alan Moore - Poetry - Old Gangsters Never Die

    Anarchistyczny klasyk komiksu przedstawia się jako wynalazca gangsta-rapu, poprzez swój napisany w latach 70tych i oparty na rytmie poemat "Old Gangsters Never Die".

    Początek wiersza https://www.youtube.com/watch?v=vBsPt3GDTAQ&t=73s

    0
  • Kolęda kanadyjska

    ``` Kościół się pali Nas nie osmali Syreny grają Straży wzywają

    Klechy rozpaczają Bydlaki dreptają I pożogę ogłaszają ```

    0
  • CW: wojna, granica. Campo di Fiori – Czesław Miłosz.

    poezja.org Czesław Miłosz - biografia, wiersze, utwory

    Czesław Miłosz (1911-2004) to poeta, prozaik, historyk literatury, wykładowca akademicki i eseista, laureat Nagrody Nobla (1980), często uznawany za największego polskiego poe...

    Czesław Miłosz o powstaniu w getcie, 1943. W głowie analogia do granicy.

    -------------------------------------------

    W Rzy­mie na Cam­po di Fio­ri\ Ko­sze oli­wek i cy­tryn,\ Bruk opry­ska­ny wi­nem\ I odłam­ka­mi kwia­tów.

    Ró­żo­we owo­ce mo­rza\ Sy­pią na sto­ły prze­kup­nie,\ Na­rę­cza ciem­nych wi­no­gron\ Pa­da­ją na puch brzo­skwi­ni.

    Tu na tym wła­śnie pla­cu\ Spa­lo­no Gior­da­na Bru­na,\ Kat pło­mień sto­su za­że­gnął\ W kole cie­ka­wej ga­wie­dzi.\ A le­d­wo pło­mień przy­ga­snął,\ Znów peł­ne były ta­wer­ny,\ Ko­sze oli­wek i cy­tryn\ Nie­śli prze­kup­nie na gło­wach.

    Wspo­mnia­łem Cam­po di Fio­ri\ W War­sza­wie przy ka­ru­ze­li,\ W po­god­ny wie­czór wio­sen­ny,\ Przy dźwię­kach skocz­nej mu­zy­ki.\ Sal­wy za mu­rem get­ta\ Głu­szy­ła skocz­na me­lo­dia\ I wzla­ty­wa­ły pary\ Wy­so­ko w po­god­ne nie­bo.

    Cza­sem wiatr z do­mów pło­ną­cych\ Przy­no­sił czar­ne la­taw­ce,\ Łapa­li skraw­ki w po­wie­trzu\ Ja­dą­cy na ka­ru­ze­li.\ Roz­wie­wał suk­nie dziew­czy­nom\ Ten wiatr od do­mów pło­ną­cych,\ Śmia­ły się tłu­my we­so­łe\ W czas pięk­nej war­szaw­skiej nie­dzie­li.

    Mo­rał ktoś może wy­czy­ta,\ Że lud war­szaw­ski czy rzym­ski\ Han­dlu­je, bawi się, ko­cha\ Mi­ja­jąc mę­czeń­skie sto­sy.\ Inny ktoś mo­rał wy­czy­ta\ O rze­czy ludz­kich mi­ja­niu,\ O za­po­mnie­niu, co ro­śnie,\ Nim jesz­cze pło­mień przy­ga­snął.

    Ja jed­nak wte­dy my­śla­łem\ O sa­mot­no­ści gi­ną­cych.\ O tym, że kie­dy Gior­da­no\ Wstę­po­wał na rusz­to­wa­nie,\ Nie zna­lazł w ludz­kim ję­zy­ku\ Ani jed­ne­go wy­ra­zu,\ Aby nim ludz­kość po­że­gnać,\ Tę ludz­kość, któ­ra zo­sta­je.

    Już bie­gli wy­chy­lać wino,\ Sprze­da­wać bia­łe roz­gwiaz­dy,\ Ko­sze oli­wek i cy­tryn\ Nie­śli w we­so­łym gwa­rze.\ I był już od nich od­le­gły,\ Jak­by mi­nę­ły wie­ki,\ A oni chwi­lę cze­ka­li\ Na jego od­lot w po­ża­rze.

    I ci gi­ną­cy, sa­mot­ni,\ Już za­po­mnia­ni od świa­ta,\ Ję­zyk nasz stał się im obcy\ Jak ję­zyk daw­nej pla­ne­ty.\ Aż wszyst­ko bę­dzie le­gen­dą\ I wte­dy po wie­lu la­tach\ Na no­wym Cam­po di Fio­ri\ Bunt wznie­ci sło­wo po­ety.

    Warszawa - Wielkanoc, 1943

    0
  • Warsan Shire, “Dom” | TW przemoc

    ``` nie porzuca się domu, chyba że dom to paszcza rekina biegniesz ku granicy tylko wtedy gdy całe miasto biegnie razem z tobą

    sąsiedzi biegną szybciej niż ty a oddech krwawy w ich gardłach chłopak, który chodził z tobą do szkoły który całował cię do nieprzytomności za starą fabryką cyny niesie karabin większy od siebie porzucasz swój dom tylko wtedy gdy dom nie pozwala ci zostać

    nie porzuca się domu, chyba że dom cię wygania ogień pod twymi stopami gorąca krew w twych wnętrznościach nigdy nawet przez myśl ci nie przeszło że kiedykolwiek to zrobisz aż ostrze wypaliło swe groźby na twej szyi ale nawet wtedy nucisz hymn pod nosem i dopiero w toalecie na lotnisku drzesz swój paszport szlochając, gdyż każdy kęs papieru uświadamia ci, że powrotu nie będzie

    musisz zrozumieć że nikt nie wkłada swych dzieci do łodzi chyba że woda jest bezpieczniejsza niż ląd nikt nie parzy swych dłoni pod pociągami pod wagonami nikt nie spędza dni i nocy w czeluściach ciężarówek jedząc gazety, chyba że przebyte mile oznaczają coś więcej niż podróż nikt nie przeczołguje się pod płotami nikt nie chce być bity być obiektem litości

    nikt nie wybiera obozów dla uchodźców ani rewizji osobistej kiedy twe ciało rozdziera ból ani więzienia ponieważ więzienie jest bezpieczniejsze niż miasto w ogniu a jeden strażnik więzienny nocą jest lepszy niż cała ciężarówka mężczyzn w wieku twego ojca nikt nie mógłby tego wytrzymać nikt nie mógłby tego znieść niczyja skóra nie byłaby dość twarda

    te ciapaci do domu uchodźcy brudni imigranci azylanci wyzyskiwacze naszego kraju żebrzące czarnuchy śmierdziele roznoszące pasożyty rozwalili swój kraj, a teraz chcą rozwalić nasz jak te słowa te nienawistne spojrzenia spływają po tobie może dlatego, że uderzenie mniej boli niż wyrywana kończyna

    lub że słowa są łagodniejsze niż tuzin mężczyzn między twymi nogami albo, że obelgi łatwiej przełknąć niż ruiny kości niż ciało twego dziecka w kawałkach chcę wrócić do domu ale dom to paszcza rekina dom jest lufą karabinu i nikt nie porzuciłby domu chyba że dom pogoniłby cię na brzeg chyba że kazałby ci szybciej biec zostawić swe rzeczy czołgać się przez pustynię brodzić przez oceany tonąć głodować żebrać porzucić dumę twoje przetrwanie jest jednak ważniejsze

    nikt nie porzuca domu, póki dom nie jest spoconym głosem w twych uszach mówiącym uciekaj uciekaj ode mnie natychmiast nie wiem, kim się stałam ale wiem, że wszędzie jest bezpieczniej, niż tutaj ```

    -------

    skopiowane z facebooka "zapytaj szota", było opatrzone takim komentarzem:

    "Już chyba jesteście przyzwyczajeni do tego, że te wiersze to niezbyt pomagają zasnąć. Tak jest też tym razem. Dzisiaj wiersz Warsan Shire, urodzonej w Kenii, mieszkającej w Wielkiej Brytanii poetki, której rodzice pochodzą z Somalii. To jeden z najważniejszych w ostatnich latach wierszy poświęconych doświadczeniu bycia imigrantem/imigrantką, warto myślę go poznać.

    (autorstwa przekładu nie udało mi się ustalić mimo kilku prób)"

    0
  • ...

    rzucam słowem w znaczenie jak kulą w płot tą, co ominęła głowę Kurda pod Kuźnicą tego, który stał się mięsem armatnim pojedynku dwóch psycholi

    semiotyka rozbrojenia natychmiastowo potrzebna

    0
  • Poezja, która ma moc zmieniać świat. Niesamowita walka somalijskich artystek

    >“W Somalii wiersz jest potężnym narzędziem. Możesz go używać, aby się bronić. Może też służyć jako broń przeciwko wrogowi” – to słowa Hawy Jamy Abdi, niewidomej poetki, która tworzyć zaczęła w wieku ośmiu lat. Dziś Abdi współtworzy projekt zachęcający kobiety do opowiedzenia swojej historii (a właściwie: herstorii).

    0
  • Przysposobienie obronne – poezja Aleksandry

    0
  • Wiersz z profilu Bartosza Migasa

    Zapytali w ankiecie, Co Polacy powiecie, By niewinne to dziecię, W las wyrzucić jak śmiecie?

    Pozbierano opinie, Komu mówić o winie Kiedy uchodźca zginie W naszej pięknej krainie

    Rozpoczęto sondaże Jak te knowania wraże Wpłyną co się okaże Kogo wyborca wskaże

    Zimne i puste serca Niech zdycha innowierca Niech ten trup ich zniechęca By do Polski zakręcać

    O czym dziewczynko śnisz? W rączkach "Kapitan Miś" Może umarłaś wczoraj? Może dopiero dziś?

    0
  • Virgin Molotov

    Jestem tanim terrorystą,\ Bardzo tanio robię wszystko.\ Nie stać mnie na litr benzyny --\ Do butelek wlewam szczyny!

    ---- Proszę o wybaczenie mi tej heheszkowej treści. ;)

    0
  • Travel safe...

    How old are the mountains? Who made them?

    Here I rise above the Mediterranean from here I see the borders. All at once Italy, France, Spain. Who made them up?

    Mediterranean blue at sunset. Intensely blue. 700 meters below I see A tiny boat.

    I ask myself if they will safely arrive to any shore while the announcement kindly requests to fasten the belts and hopefully the flight was enjoyable.

    0
  • On Linux text editors and parsers...

    i tried to grep all things did i sed enough did i sed tomuch nano nano morse code org i signalled a hup and dropped the buffer now my nano.save holds my latest curse..

    0
  • Emacs

    """

    Ludzie pytają się mnie co wolę: jakiegoś Debiana, może Archa,

    odpowiadam im że GNU Emacs wystarcza.

    """

    Utworzone przez przypadek na szmerowym IRCu.

    0
  • szmer

    piszę na szmerze z poczucia ważności. szybko! dzielę się sobą zanim niepamięć zasypie ludzkość prochem nicości

    0
  • minority - herauthon

    Why the word "Minority" Exist..

    And What does Minority Mean..

    Is it a meanority

    ---- -- herauthon

    0
  • Reality, mediated by the voice of power... - hvale vale

    Reality, mediated by the voice of power misses the human glue of solidarity

    I am living, fearing, resisting and many other verbs

    cause I am a link in a chain where love matters bodies feel money are far than endless

    ---- -- hvale vale

    0
  • a base of human beings - hvale vale

    I do belong where you, unknown human being I do belong with your skin and your tounge and your cold

    Sitting in a house of concrete with a door, a lock and a mailbox is a temporary privilege earned/unearned but mostly temporary

    The who I am is a desired we, a base of human beings

    Is about the chairs we sit on or share Is about the books we read and write Is about a journey beyond institutions Is about re-imagining and intentionally dreaming Is about non linear geography and standing

    The who I am is a desired we, a base of human beings

    ----- -- hvale vale

    0
5 Active users